piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 3


Hej hej ;D Przybyłam do Was z kolejnym rozdziałem. Chciałabym bardzo podziękować za komentarze <3 Jest ich niewiele, ale doceniam to i bardzo, bardzo się cieszę :D I nadal zachęcam do komentowania, dzięki temu wiem, że Wam się podoba i ze spokojem mogę pisać kolejne części ^^ A teraz zapraszam na rozdział 3 ;)


Wbiegłam po schodach zostawiając Brittany i Ashley bez pożegnania. Byłam wściekła. Trzasnęłam drzwiami, zwracając na siebie całą uwagę. Nikt nie będzie mnie obrażać! Zwłaszcza jakiś chłopak, który myśli, że u stóp ma cały świat. Grubo się myli. Gdzie te fanki mają oczy? Nie mam pojęcia, co widzą w nim i w jego kolegach, ale na pierwszy rzut oka widać, że to prostacy. Ugh! Minęłam służbę wykrzykując swoje monologi i trzaskając wszystkimi drzwiami, przez które przechodziłam. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Musiałam policzyć do dziesięciu, bo w przeciwnym razie byłoby bardzo źle, po czym włączyłam mojego ipoda, aby się uspokoić. Boże! Czemu stawiasz na mojej drodze takich kretynów?! Patrzyłam w sufit, słuchając za razem głośnej muzyki, która wydobywała się ze słuchawek, gdy nagle w wejściu do mojego pokoju ujrzałam niską dziewczynę, o długich blond włosach, które dziś zebrane były w przerzucony przez ramię warkocz.
- Nie umiesz pukać do cholery?! – uniosłam się do pozycji siedzącej.
- Pukałam, ale się nie odezwałaś – odpowiedziała łagodnym głosem.
- Mogłoby ci przyjść do głowy, że jednak nie mam ochoty z nikim rozmawiać? A z tobą to już w szczególności.
- A może jednak nie słyszałaś? – wskazała na mojego ipoda, którego dźwięk był tak głośny, że zagłuszał naszą rozmowę.
Stephanie jest córką naszej gosposi. Często się u nas pojawia, pomagając matce i innym pracownikom. Jest w moim wieku i niestety chodzi do tej samej szkoły co ja. Ubiera się skromnie, mogłabym rzec, że staroświecko. Nosi dziwne sukienki, albo spódniczki sięgające do kostek, jakby zatrzymała się w jakiejś epoce i za nic w świecie nie chciała jej opuścić. Miła i uprzejma, często aż za bardzo. No, bo ile można? Ja na nią krzyczę, obrażam ją i próbuję dać do zrozumienia, że raz na zawsze ma się ode mnie odczepić, a ona zawsze odpowiada z uśmiechem na twarzy i nadal nie daje mi spokoju. Dziwna dziewczyna. W sumie była pierwsza osobą, z którą rozmawiałam, zaraz po przyjeździe do Londynu, ale potem poznałam Brada, Brittany i Ashley, zaczęłam imprezować i pić. Steph zawsze trzymała się na uboczu, a moje przyjaciółki nawet jej nie tolerowały. Wybrałam łatwiejsze życie i również zaczęłam ją ignorować, udając że jej nie znam. Później już tylko działała mi na nerwy, zachowując się jak opiekunka, wciąż wmawiając jak bardzo marnuję sobie życie. Skąd ona właściwie mogła wiedzieć, co jest dla mnie dobre, a co złe? Nawet chciałam, aby ojciec zabronił jej przychodzenia do naszego domu, ale na moje nieszczęście darzył ją ogromną sympatią, dlatego dalsze dyskusje nie wchodziły w grę.
- Może i nie słyszałam, ale to nie zmienia faktu, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Wynoś się stąd!
- Coś się stało – wyglądała na zmartwioną.
- Oczywiście, nadal tu stoisz – ponagliłam ją ręką, wskazując na drzwi. Na co dziewczyna westchnęła przeciągle i opuściła pokój. Zanim drzwi się zamknęły zdążyła mnie jeszcze upewnić, że zawsze mogę na nią liczyć. Chyba bym musiała być naprawdę stuknięta. Gdy wyszła z powrotem założyłam słuchawki na uszy i wsłuchując się w jakąś balladę zwyczajnie zasnęłam.

Niedzielę spędziłam w samotności, oglądając jakieś głupie filmy. Przyjaciółki nie miały dla mnie czasu, a Brad ignorował moje telefony przez cały dzień. Było to co najmniej dziwne, ponieważ zazwyczaj jesteśmy nierozłączni. Uwielbiałam go. Dzięki niemu wiem ile znaczę. To on tak naprawdę pokazał mi właściwą drogę i nie zamieniłabym go na nikogo innego. Wysoki, opalony z czekoladowymi oczami i krótkimi, ciemnymi włosami. Dużo ćwiczył, dlatego też jego umięśnione ciało wprowadzało w zachwyt niejedną kobietę. No, ale czego można było się spodziewać po kapitanie drużyny koszykarskiej. Kochał to, a ja chodziłam na każde mecze dzielnie go dopingując. Brad jest typem chłopaka, na którego widok serce samo przyspiesza i zapomina się o oddychaniu. Od zawsze otaczały go dziewczyny, które mdlały na jego widok, więc mógł mieć każdą. Wybrał jednak mnie. Dlaczego? To zabawne, ale w całym swoim życiu pierwszy raz spotkał się z kimś, kto był odporny na jego zaloty, byłam pierwszą osobą, która miała go gdzieś. Walczył przez kilka tygodni, by ta szara myszka pozwoliła mu w końcu ze sobą porozmawiać. Roztopiłam pierwsze lody i nie żałuję. Gdyby nie on, pewnie teraz byłabym wyrzutkiem w luźnych T-shirtach i przyjaźniłabym się ze Steph.

Kiedy zorientowałam się, że zegar wybił 7.30, zabrałam torbę i żakiet, kierując się w stronę wyjścia. Ku mojemu zdziwieniu w samochodzie brakowało Ashley. Spojrzałam pytająco na brunetkę, która nie czekając, aż zadam pytanie upewniła mnie w tym, że blondynka źle się poczuła i nie będzie jej dzisiaj w szkole. No tak, cała Ash… Ciekawe jaką bajeczkę tym razem zafundowała swoim rodzicom, aby polenić się w domu. A do mnie jako do jej przyjaciółki należało zadanie by się o niej dowiedzieć.
Pierwsze godziny w szkole były okropne. Fizyka, biologia, historia… Na matematyce odpłynęłam, starając się powstrzymać powieki od ciągłego opadania. Gdy tylko dzwonek oznajmił koniec zajęć, nie czekając na kolejne, zwyczajnie w świecie urwałam się z lekcji. Udałam się w poszukiwaniu Brada, chcąc aby mi towarzyszył, ale od jego kolegów z drużyny dowiedziałam się, że zniknął zaraz po tym jak mnie podwiózł. Dziwne zachowanie, no ale cóż… Niewiele myśląc zabrałam swoje rzeczy i udałam się tam, gdzie w tej chwili było najbezpieczniej, do domu Ashley. Obejrzymy jakiś film i poplotkujemy jak zawsze. Szłam alejką zapalając papierosa. Pogoda po porannej ulewie, zaczęła się powoli poprawiać, dlatego nie spieszyłam się za bardzo. Przeszłam przez duży park, w którym bawiło się kilkoro dzieci. Szłam jeszcze 10 minut, aż dotarłam do dużego apartamentu, w którym mieszkała blondynka. Po chwili pukałam już do drzwi. Zaniepokoił mnie fakt, że po kilkakrotnym powtórzeniu czynności nadal nikt mi nie otworzył. Odruchowo chwyciłam za klamkę, a drzwi się uchyliły. Nie zamknęła? Chyba zaczęłam się martwić. Zajrzałam do środka wołając jej imię, ale bez skutków. Skierowałam się w stronę jej pokoju idąc bardzo wolno. Nagle usłyszałam jakieś dźwięki, więc ostrożnie zajrzałam. Podeszłam bliżej i zobaczyłam Ashley z jakimś chłopakiem. Już chciałam wyjść, gdy nagle kątem oka zwróciłam uwagę na coś dziwnego. Na wieszaku ujrzałam kurtkę mojego chłopaka. Niewiele myśląc weszłam do pokoju przerywając im te czułości. Nie wierzyłam własnym oczom. Moja przyjaciółka i mój chłopak. Może jednak lepszym określeniem byłoby nazwanie ich, byłą przyjaciółka i byłym chłopakiem. Nie przejmowałam się nawet tym, że drzwi odbiły się o ścianę. Może i lepiej, tym sposobem zauważyli moją obecność. Ashley, która jeszcze przed chwilą siedziała na Bradzie, odskoczyła jak poparzona i z dezorientacją spojrzała na bruneta, który był już w samej bieliźnie. Zakręciło mi się w głowie, ale szybko zignorowałam ten fakt. Czyli już wiem czemu dziewczyna nie poszła do szkoły, a chłopak szybciej z niej wyparował niż do niej wszedł. Obleśne. Uchyliłam wargi, aby przemówić, ale natłok wydarzeń spowodował, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu. Nie chciałam, aby widzieli jak bardzo mnie zranili, dlatego chciałam zniknąć stamtąd jak najszybciej. Pokręciłam tylko głową i zniknęłam za drzwiami. Słyszałam za sobą głos Brada, ale udałam że go nie słyszę. Zaczęłam biec. Biegłam ile sił w nogach. Nie patrzyłam  pod nogi, wciąż się potykając i wpadając na ludzi. Nie zwracałam uwagi na otoczenie, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Zalałam się łzami, których tak naprawdę nie mogłam pohamować. Myślałam nad tym co właśnie się wydarzyło. Jak on mógł mi to zrobić? Był dla mnie kimś ważnym, tyle mu zawdzięczam. Nie chcę się z nim rozstawać. Czy byłabym mu wybaczyć? Wybaczyć, że zdradzał mnie z moją przyjaciółką? Zostanę sama? Nie chcę rezygnować z towarzystwa, nie chciałam znowu być nikim. Jestem żałosna. Zaśmiałam się w duchu. Dopiero teraz do mnie dotarło jaka ze mnie idiotka. Zostałam zraniona, a nawet w takiej chwili martwię się, że moja pozycja stanie się bezwartościowa i nikt już nie będzie chciał rozmawiać z towarzyską Lizzy. Śmiechu warte. Nagle poczułam mocny uścisk na ręce, myślałam, że to któreś z tych żałosnych osób, których nie chcę widzieć, dlatego zaczęłam się wyrywać i krzyczeć. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to ani Brad, ani Ashley, lecz Stephanie. Zauważyłam, że stoi przede mną z przerażoną miną, a rower wraz z zakupami leży na trawniku.
- Lizz? – naprawdę się martwiła. Była szczera. Już przez chwilę miałam ochotę rzucić się jej w ramiona i wszystko opowiedzieć. Miałam ochotę ją przeprosić za moje zachowanie. W tej chwili żałowałam, że zlekceważyłam to, że się o mnie troszczy, ona z pewnością nie zrobiłaby mi takiego świństwa. Ma swój honor. Nagle usłyszałam pisk zatrzymującego się samochodu i już wiedziałam do kogo należy. Nie chcąc z nim rozmawiać zostawiłam Steph bez żadnego wyjaśnienia i ruszyłam przed siebie, tak bardzo chciałam aby zostawił mnie w spokoju. Niestety to były tylko złudne nadzieje. Po chwili znowu do mnie dołączył, jechał powoli dostosowując się do mojego kroku.
- Odpierdol się! – chciałam dosadnie mu przekazać, że nie mam ochoty na rozmowy.
- Kochanie, wszystko ci wyjaśnię.
- I co powiesz? To nie to co myślisz? Nie ośmieszaj się – przyspieszyłam, energicznie gestykulując.
- Porozmawiajmy.
- Mówiłam już, odwal się.
- No proszę, daj mi chwilę. Nie wygłupiaj się i wsiądź do samochodu.
- Nigdy w życiu – krzyczałam, bo miałam wrażenie, że do niego nic nie dociera.
- Uspokój się, to może zaszkodzić twojemu ojcu, jeśli ludzie zaczną gadać, że jego córka dostała ataku szału. Pomyśl o tym – i tu mnie miał. Co prawda było to chamskie posunięcie, ale prawdziwe. Nie chciałam robić ojcu więcej problemów, dlatego po chwili niepewności poddałam się i wsiadłam do samochodu. Brad od razu przycisnął gaz jakby bał się, że ucieknę. Przez chwilę milczeliśmy, ale brunet przerwał tę ciszę. Oczywiście nie usłyszałam tego, co chciałam usłyszeć. Myślałam, że mnie przeprosi, że będzie błagał, abym mu wybaczyła, a co usłyszałam? Że się zmieniłam, że nie idzie ze mną wytrzymać, że dusi się będąc ze mną,  że go ograniczam i że… To nie miało sensu. Zaczęłam krzyczeć, żeby mnie wypuścił, ale właśnie wjechaliśmy na ruchliwą drogę i nie było możliwości. Nienawidziłam go. W tej chwili naprawdę go nienawidziłam. Kiedy zaczął temat tej szmaty, nie wytrzymałam. Wykorzystałam okazję, że stanęliśmy na czerwonym świetle i wysiadłam z samochodu.
- Oszalałaś? Wracaj tu!
- Zniknij z mojego życia! – szłam pomiędzy stojącymi samochodami, nie przejmując się, że zwracam na siebie uwagę.
- No wracaj tu! To nierozsądne.
- Mówiłam już, zniknij!
- Jak sobie życzysz! Właśnie straciłaś ostatnią szansę! – w tym momencie światło zmieniło się na zielone, a chłopak odjechał.
I dobrze – powiedziałam do siebie i zaczęłam biec. Wtedy do mnie dotarło, że to nie było przemyślane, ponieważ samochody pędziły z zawrotną prędkością i ciąż ktoś na mnie trąbił. Docierało do mnie tyle dźwięków na raz, że miałam ochotę się poddać, to było przytłaczające. Przez kilka minut próbowałam się dostać się na chodnik, ale zanim tam dotarłam czekał mnie spory kawałek drogi do pokonania. Marzyłam o tym, a by stamtąd zniknąć. Gdy już znalazłam się w bezpiecznym miejscu cieszyłam się w duchu, ale nie zwolniłam. Nadal biegłam i to chyba był mój błąd, bo nie zwracałam uwagi na nic, nie zwróciłam uwagi nawet na to, że przebiegałam po pasach na czerwonym świetle. Zanim się zorientowałam usłyszałam pisk opon i ujrzałam jadący wprost na mnie samochód. Poczułam przeszywający mnie ból. Chyba upadłam, chciałam wstać, ale nie mogłam. Byłam świadoma, ale wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Słyszałam szmery, krzyki, zatrzaskujące się drzwi od samochodu. I nagle zobaczyłam jego…
- Wszystko w porządku? – jego głos dotarł do moich uszu, miałam wrażenie, że już go gdzieś słyszałam. – Będzie dobrze. Obiecuję, tylko błagam nie zamykaj oczu. – łatwo było mu mówić. Czułam się okropnie, a ból nie pozwalał mi jakiekolwiek racjonalne myślenie.  Nie chciałam zasypiać, chciałam spełnić jego prośbę, ale moje powieki były takie ciężkie, nie mogłam nad nimi zapanować. Ostatnią rzeczą jaką widziałam był chłopak, który klęczał nade mną, był przerażony. Poczułam jak ociera łzy z moich policzków. Ostatnią rzeczą jaką widziałam były jego loki, które opadały na jego zmartwioną twarz.


8 komentarzy:

  1. Potrafisz trzymać w napięciu! Będę czytać.
    Dziękuję za reklamę i zapraszam także do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu ale to boskie kocham cię może zacznę od początku
    1 rozdział świetny przypomina trochę drugą część prologu, ale genialny
    2 rozdział zajebisty i śmieszny
    a ten idealny tak jak każdy ale wiesz umiesz trzymać w napięciu.
    a to słodkie co on powiedział "Będzie dobrze. Obiecuję, tylko błagam nie zamykaj oczu" boskie. cieszę się że podałaś mi link na swoje opowiadanie na moim blogu pokochałam to i będę tu już do końca mnie się nie pozbędziesz będę twoją napaloną fanką :D
    kocham i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń

  3. Perfekcyjny !

    Pseplasam za spam =-)
    http://livenothingisspeciallysuitable.blogspot.com/

    (O co chodzi )
    Chanel w wieku 13 lat zachorowała na białaczkę . Po 3 latach wygrała , a po 2 latach odrosły jej włosy .
    Jej życie wróciło do normy no prawie nie potrafi przełamać się i zacząć tańczyć . Pewnego dnia zasłabnie czy nastąpią jakieś komplikację ?
    Zayn /Harry

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale napięcie.. :P
    A rozdział świetny, fajnie się zaczyna, czekam na kolejny rozdział :)
    Informujesz może o nowych rozdziałach? jeśli tak to proszę o kontakt na: 46508796
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na : http://solo-pallavolo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. WoW...Sorry, że dopiero teraz komentuje ale nie mogłam.
    Kolejny rozdział - genialny ;>
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Omoomom ♡ awww ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. O nie! Tego się nie spodziewałam. Jest jaka jest, ale na takie coś nikt nie zasłużył. Jak on mógł? Nawet jesli była nie do wytrzymania, z czym się zgadzam to chyba naturalną reakcją powinna być rozmowa z nią, a jesli nie pomoże to zerwanie. A potem można się umawiać z innymi! Głupio się palant tłumaczy. A ta Ashley.. Boże. Jak można zrobić coś takiego przyjaciółce!?
    Koniec mnie strasznie zaciekawił więc lece dalej:)

    OdpowiedzUsuń