piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 4


Hej, hej ;) Jak tam początek weekendu? U mnie deszczowo... Jeśli u Was również i bardzo Wam się nudzi, to zapraszam do czytania czwartej części oraz do komentowania. W tej części wyjaśnia się to, co miało być wątkiem głównym opowiadania. Jestem bardzo ciekawa Waszych reakcji :P


Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Ból. Nawet nie byłam w stanie opisać, z którego miejsca on pochodził. Bolało mnie dosłownie wszystko, a zmęczenie było tak ogromne, że nie miałam ochoty otwierać, wciąż zamkniętych oczu. I pewnie za chwilę ponownie zapadłabym w sen, gdyby nie to, że w jednej chwili dotarły do mnie głośne dźwięki. Budzik – pomyślałam w pierwszej chwili i jęknęłam w duchu. Po dłuższej chwili zdałam sobie jednak sprawę, że to brzmiało zupełnie inaczej. Jakby… Aparatura szpitalna? Dotarło do mnie, że coś musi być nie tak. Postanowiłam szybko otworzyć oczy, ale ze względu na ciężkość moich powiek, wykonałam tą czynność bardzo powoli. Włożyłam w to tak wiele siły, której z niewiadomych przyczyn nie miałam w nadmiarze. Mój wzrok zatrzymał się najpierw na białym suficie i pozostał tam na chwilę, próbując przyzwyczaić się do intensywnego światła dziennego. Potem przeniósł się leniwie na równie białe ściany. Czy znajduję się w jakimś psychiatryku? Zbeształam się w myślach za moje dziwne poczucie humoru, zawsze wiem kiedy zażartować… W lewym rogu pokoju, na drewnianym stoliku stał kwiat. Chwila, mam kwiata? Przecież każdy wie, że one przy mnie umierają. No, ale cóż. Po przeciwnej stronie, w prawym rogu stał duży fotel, a na nim leżało kilka ubrań. Pokój był średniej wielkości, a po lewej stronie mojego łóżka stał sprzęt szpitalny, a ja sama byłam podłączona pod różne kroplówki. Czyli co, jednak znajdowałam się w szpitalu? Elizka, coś ty dziewczyno zrobiła? To mnie chyba coraz bardziej zaczynało niepokoić. Spojrzałam przez okno próbując coś dostrzec, ale chyba musiałam znajdować się wysoko. ponieważ poza bezchmurnym niebem i słońcem, które drażniło moje zmęczone oczy, nic nie dostrzegłam. Dość dziwna pogoda jak na środek listopada. Po chwili postanowiłam wrócić do zwiedzenia reszty sali, dlatego też mój wzrok przeniósł się na prawą część i ujrzałam coś dziwnego. To było jeszcze bardziej zastanawiające niż fakt, że leżę poobijana, z bandażem na głowie i podłączona do jakiś kabli. Przez chwilę obawiałam się, że mam zwidy, dlatego miałam wielką ochotę zamknąć oczy i po chwili otworzyć je z powrotem, żeby sprawdzić czy moje przypuszczenia są prawdziwe, ale miałam świadomość  ogromnego zmęczenia, więc w obawie, że mogę zasnąć, postanowiłam darować sobie tę czynność. Na krześle obok łóżka siedział jakiś chłopak. Spał, a jego głowa opierała się swobodnie na moim łóżku. Oddychał spokojnie i miarowo, a ja patrzyłam na jego gęste rzęsy, idealny nos, lekko wystające kości policzkowe i pełne usta. Ciekawe jaki ma kolor oczu… Elizka! Skup się! Co ten chłopak tutaj robi? To wszystko było coraz dziwniejsze. Chciałam go obudzić, ale nie miałam serca przerywać mu snu. W tym momencie drzwi skrzypnęły i do pokoju weszła niska blondynka, a gdy mnie ujrzała, jej oczy szybko się rozszerzyły.
- Harry! – zapiszczała, na ten odgłos skrzywiłam się mimowolnie. Klasnęła wesoło w dłonie, podbiegając do chłopaka i szturchając go delikatnie w ramię, na co ten odruchowo uniósł głowę spoglądając na nią pytająco. Dziewczyna z wielkim uśmiechem skierowała jego wzrok na mnie, nawet na moment nie zmniejszając uśmiechu. Spojrzał na mnie, natychmiast się rozbudzając. Nie poruszył się nawet na milimetr dokładnie mnie obserwując. Zielone. Były zielone. Miałam wrażenie, że przez moment wstrzymał oddech, ale po chwili odetchnął jakby z ulgą. Właśnie nadszedł moment, kiedy w końcu mogłam poznać wszystkie szczegóły. Powoli otworzyłam usta, ale zdałam sobie sprawę, że suchość w gardle uniemożliwia mi wypowiedzenie jakichkolwiek słów. Dziewczyna szybko to wychwyciła i odkręciła wodę, która stała na stoliku obok, przystawiając ją delikatnie do moich ust. Kiedy wzięłam małego łyka, poczułam się lepiej i postanowiłam zacząć jeszcze raz.
- Gdzie ja jestem? – zapytałam, ale przez chwilę myślałam, że zadałam niewłaściwe pytanie, ponieważ ta dwójka spojrzała na siebie zmieszana.
- Lizz…- zaczęła dziewczyna. – My nic nie rozumiemy. – Odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Zmarszczyłam brwi. Nie rozumieją? Zaraz, zaraz. W jakim języku do mnie powiedziała?
- Angielski? – wybełkotałam, na co oboje pokiwali głowami.
- Jak się czujesz? – zapytał ostrożnie chłopak, przeszywając mnie swoim głębokim spojrzeniem.
- Wszystko mnie boli – jęknęłam. – I ten bandaż. Co mi się stało?
- Nie pamiętasz? – zdziwił się. – Miałaś wypadek.
- Wypadek… - powtórzyłam Wszystko w  końcu nabierało sensu. Przygryzłam wargę patrząc na nich ze skupieniem. – Mam jeszcze jedno pytanie – Tym razem przeniosłam wzrok na chłopaka, na co szybko skinął głową dając do zrozumienia, że mogę kontynuować. – Ym… Tak więc… Kim wy jesteście i dlaczego nie rozmawiamy po polsku? – W tym momencie na jego twarzy ujrzałam cień strachu. Momentalnie spojrzał na dziewczynę, która znieruchomiała, wypuszczając z dłoni butelkę, która odbiła się od podłogi. Oboje byli zszokowani i zdezorientowani, a ja nadal nie wiedziałam co się dzieje.
- Stephanie. Lekarz. Szybko. – Powiedział to tak, jakby zastanawiał się nad każdym słowem. Blondynka bez zastanowienia wybiegła z sali nie zamykając drzwi, które po chwili zamknęły się z hukiem. W pokoju nastała cisza. Czułam się obserwowana. Było strasznie niezręcznie i nie miałam pojęcia jak powinnam się zachować. Po minucie blondynka wbiegła z powrotem, tym razem w towarzystwie lekarza i dwóch pielęgniarek. Jedna z nich wyciągnęła moją kartę dokładnie ją studiując, a druga zaczęła kręcić się przy aparaturze, następnie stając przy lekarzu i bacznie mnie obserwując. Ten z kolei świecił mi po oczach małą latarką, zadając bardzo dziwne pytania.
- Jak się nazywasz?
- Eliza – przełknęłam głośno ślinę. - Nazywam się Eliza Olszewska.
- Jaki mamy dzień?
- Ym… Nie wiem.
- Rok?
- Hm… - wiem, musiałam wyglądać jakbym była upośledzona, ale lekarz z taką szybkością zadawał kolejne pytani, że potrzebowałam chwili by się zastanowić. – 2009? Chyba listopad, albo grudzień…
- Co? Wrzasnęła blondynka przykładając dłoń do ust. Dopiero teraz zauważyłam, że dwójka moich gości nadal stała w pomieszczeniu. Lekarz spojrzał na nic i kazał poczekać na zewnątrz, prosząc o zawiadomienie ojca. Ale chwila, jak to mojego ojca? Próbowałam się tego od niego dowiedzieć, próbując wyjaśnić, że musiała zajść pomyłka. Przecież nie widziałam mojego ojca kilka lat. Niestety lekarz nie pozwolił mi dojść do słowa zasypując mnie kolejną dawką pytań. Pytał mnie o szkołę, znajomych, oceny, kontakty z rodziną. Odpowiadałam na każde z nich, ale wciąż miałam wrażenie, że nie są to odpowiedzi, które chciałby usłyszeć lekarz. Po 15 minutach przesłuchiwań i dokładnym przebadaniu, mężczyzna zapisał całą listę testów, które będę musiała przejść w najbliższym czasie. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Tata?! – nie tego się spodziewałam. Kiedy lekarz mówił o moim ojcu myślałam, że coś pomylił. – Co tu robisz? – Zaczęłam zasypywać go pytaniami, a on po prostu stał i patrzył na mnie jakbym mówiła o czymś nierealnym.
- Panie Olszewski… - przerwał nam lekarz.
- Co się stało? Dlaczego ona zachowuje się tak jakby… - zaciął się.
- Amnezja – wtrącił lekarz.
- Ale przecież mnie pamięta.
- Lizz – lekarz zwrócił się w moją stronę. – Możesz powiedzieć jeszcze raz, który mamy rok?
- 2009… - zawahałam się. – Do czego on zmierza? Przecież wszystko pamiętam.
- Jak to?! – ton mojego ojca znacznie się podniósł. Przestawał panować nad sobą.
- To się czasami zdarza. Pamięta wszystko tylko do pewnego momentu – przez chwilę tłumaczył ojcu na czym to polega i czym to spowodowane, ale nie słuchałam. Wyłączyłam się zupełnie.
- 2009… - ojciec zamyślił się po czym spojrzał w moją stronę. – Lizz kochanie, możesz mi powiedzieć jakie jest ostatnie wydarzenie o którym pamiętasz?
- Hm… - moje zdania były dziś tak nieskładne, że zbeształam się w duchu. Przymknęłam oczy starając się skupić i odpowiedzieć na pytanie ojca. Po chwili szybko je otworzyłam i pożałowałam, ponieważ poczułam silny ból głowy. Spojrzałam na niego, czując jak oczy zaczynają mnie piec, a w kącikach zbierają się łzy.
- Mama… - jęknęłam i spojrzałam na ojca, który momentalnie pobladł.
- Boże… - jego wzrok był rozbiegany. – Matko Lizz… Mamy 2012 rok. – zamrugałam zdezorientowana. To wszystko było bezsensu. Ten dzień to jakiś koszmar. Przełknęłam głośno ślinę i zadałam ostatnie pytanie, na które odpowiedzi bałam się usłyszeć
– Tak wiec… Gdzie zgubiłam te 3 lata?

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział nie spodziewałam się tego :D Boski jak zauważyłam to zawszę będzie zajebisty kocham i czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem dlaczego, ale Lizz widzę jako Ludmiłę z Viollety, lol podoba mi się to opowiadanie, ciekawa jestem czy powróci do życia 'bogaczki' czy może raczej do takiej zwykłej dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podobają mi się opisy, zwłaszcza te pierwsze, po przebudzeniu świetne, pisz tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku myślałam, że spodobał jej się Harry i byłam w szoku bo przecież go zwyzywała. Ale potem... Totalnie mnie zamurowało. No nie wierze!
    Nie rozpisuję się, bo jestem cholernie ciekawa co dalej;D

    OdpowiedzUsuń