Hej, hej ;) No to mamy 8 rozdział. Nie będę przedłużać. Zapraszam do czytania i komentowania :D
- Hej, Lizz – usłyszałam
niski zachrypnięty głos. – Zbieraj się.
- Słucham? – spojrzałam na chłopaka nierozumiejącym wzrokiem.
- Dość wypisywania do mnie smsów o tym jak bardzo się nudzisz, czas to zmienić – powiedział Harry, zbierając moją bluzę i wodę do torby. Chciałam wziąć jeszcze telefon, ale zabronił mi, tłumacząc, że na razie nie będzie mi potrzebny. Podjechał wózkiem do łóżka i w mgnieniu oka chwycił mnie na ręce.
- Harry, co ty? – pisnęłam, oplatając instynktownie ręce wokół jego szyi.
- Nie możesz cały czas leżeć w jednym miejscu, to niezdrowe. Idziemy na dwór.
- Na dwór? Ale…
- Żadne ale – przerwał, sadzając mnie na wózku i przykrywając nogi kocem. – Tym razem jeszcze pozwolę ci nim pojechać, ale następnym razem spróbujesz już o własnych siłach, ok.?
- Ale czy ja mogę wyjść w ogóle z tego pokoju?
- Lizz, czy Ty sądzisz, że właśnie cię uprowadzam? – zapytał z rozbawianiem w głosie, ruszając przed siebie. – Mam zgodę lekarza, także wszystko jest legalne.
- Widzę, że humor ci dzisiaj dopisuje – powiedziałam krzyżując ręce.
Przejechaliśmy przez korytarz, kierując się w stronę wind. W recepcji Harry podpisał jakiś dokument, zapewne informujący o tym, że zabiera mnie na zewnątrz. Po paru minutach znaleźliśmy się w parku, który mieścił się przed szpitalem. W oddali było widać dzieci wraz z rodzicami i opiekunami. Chłopak podjechał pod ławkę, która mieściła się pod wielkim drzewem i od razu rozłożył na niej koc, który wcześniej okrywał moje nogi, po czy usadowił tam również mnie. Na zewnątrz było całkowicie inaczej niż w tym zimnym i wyodrębnionym pokoju. Świeże powietrze uderzało do moich nozdrzy, na niebie nie było chmur, a wiosenne słońce ocieplało moją skórę. Od razu poczułam się lepiej i chciałam dziękować Harry’emu za ten pomysł. Ten dzień naprawdę zaczął się bardzo dobrze i chciałabym, aby tak też się zakończył. Siedząc tak z nim uświadomiłam sobie, że czas leci bardzo szybko, nawet nie wiem ile czasu nam jeszcze zostało. Miałam tylko nadzieję, że sporo, abym mogła nacieszyć się tą chwilą. Harry był cudowny, wziął ze sobą kanapki i herbatę w termosie, wciąż pytając czy czegoś nie potrzebuję. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Poczynając od moich wspomnień z Polski, a kończąc na zabawnych anegdotach chłopaka z koncertów. Nigdy nie powiedziałabym, że ci chłopcy potrafią być, aż tak zwariowani.
- Tworzycie zagrożenie dla świata – zaśmiałam się, chwytając się za brzuch.
- Nic na to nie poradzę, że ponosi nas energia.
- Jesteście szaleni.
- Zdecydowanie tak, ale przynajmniej nie jest nudno – powiedział, podstawiając mi pod nos paczkę żelków.
- No proszę kogo tu widzę. Odkupujesz winy Styles? – odezwał się nagle jakiś głos. Oboje zamilkliśmy i zwróciliśmy się do idącego w naszą stronę Brada. Harry nie odezwał się ani słowem, co prawdopodobnie rozłościło bruneta, który zdecydowanie nie starał się odpuścić. – I tak nie odpokutujesz za to co zrobiłeś.
- O co ci chodzi, nawet cię nie znam – odpowiedział Harry, nawet nie wstając z ławki. Brad stał już nad nami, a jego wyraz twarzy wskazywał na to, że jest nieco zdenerwowany.
- O co mi chodzi? O co mi, kurwa, chodzi? Najpierw zniszczyłeś jej życie, a teraz nie odstępujesz na krok? – wykrzyczał, ale zaraz po tym odwrócił się do mnie. – A ty, zachowujesz się jakbyś była wolna. Zapomniałaś, że jesteśmy razem od trzech lat? Myślisz, że bym się nie dowiedział, o tym że ten pajac cię ciągle odwiedza? Chyba zapomniałaś, że Ashley i Brittany, to nie tylko twoje przyjaciółki – i wtedy dotarło do mnie, że raz Harry minął się w drzwiach z dziewczynami, ale nie sądziłam, że odbiorą to w ten sposób.
- Ale ja niczego nie ukrywam, prze…
- Nie zgrywaj niewiniątka, jedziesz na dwa fronty?
- Hej! Skoro Lizz to twoja dziewczyna to wyrażaj się z szacunkiem – dopiero teraz Harry wstał i zwrócił się do Brada.
- No proszę pan bohater od siedmiu boleści. Ze swoją kasą i sławą, możesz mieć każda, więc radzę odpierdol się od mojej laski.
- Mówisz to tak jakby to była twoja własność.
- Pozwól, że przy niej się nie wypowiem – odpowiedział z cwaniackim uśmiechem na twarzy co wyraźnie zdenerwowało Harry’ego.
- Mówisz poważnie? Taki masz do niej szacunek? Tak traktujesz dziewczyny?
- Nie rozmawiamy o niej, tylko o tobie. Nie wiem co ci chodzi po głowie, ale lepiej wynoś się stąd i więcej tu nie zaglądaj. Wiem po co tu jesteś, wcale ci na niej nie zależy, po prostu nasz uzdolniony pan Styles ma wyrzuty sumienia. Potrącił kogoś i czuje się winny. Ale wiesz co ci powiem? Dobrze że je masz, bo całkowicie spieprzyłeś jej życie, ale odkupuj swoje winy z dala od niej.
- Po pierwsze ma na imię Lizz, a po drugie, gówno wiesz.
- Czyżby? Ty nie rozumiesz tego, że to nie ty do chuja jesteś tu najważniejszy? Oddal się i zostaw ją w spokoju, zobacz jak przez ciebie skończyła. Zamieniłeś jej życie w piekło, nic nie pamięta, dwa tygodnie nie wiedzieliśmy czy z tego wyjdzie, a teraz wychodzi na to że zgnije w tym szpitalu. Nic jej nie pomoże. Nadal będziesz się upierał, że chcesz jej pomóc? Lepiej od razu się przyznaj, że robisz to wszystko by poczuć się lepiej, a nie, żeby to Lizz poczuła się lepiej – czułam się jak na marnym przedstawieniu. Brad wykrzykiwał wszystko co mu naszło na usta, chcąc wyprowadzić Harry’ego z równowagi. Ten jednak był podenerwowany, ale nie ukazywał tego, co jeszcze bardziej wkurzało bruneta. Czułam się dziwnie. Miałam okropne wyrzuty sumienia przez to, że zamiast spędzać czas z moim chłopakiem, spędzam go z osoba, którą ledwie znam. Tylko problem tkwi w tym, że przy Harry’m czuję się jakbym znała go całe życie, a Brad… Jego nawet nie lubię. Wydaje się być zbyt pewny siebie, chamski, zakochany w sobie, po prostu dupek. Nie ma w sobie nic, poza oczywiście wyglądem, który jak dla mnie jest jednak zbyt plastikowy. Czuję się strasznie winna, ponieważ właśnie przez to, że przeciągałam rozmowę z nim, teraz Harry na tym cierpiał.
- Wiesz… - odezwał się po chwili Harry, spokojnym głosem. – Myślisz, że wiesz o mnie wszystko, tak jak robi to pół świata. Może masz rację, a może nie. Ale wiesz co łączy cię z tymi wszystkimi ludźmi? Oceniasz mnie, a nie widzisz tego jak ty się zachowujesz. Najpierw odpowiedz na pytanie ile razu odwiedziłeś Lizz, od kiedy trafiła do szpitala, a potem dopiero mów wszystkim, że to twoja dziewczyna i tylko ty masz do niej prawa.
- Nikt mi , kurwa, nie będzie mówić co mam robić, zwłaszcza jakiś pieprzony gwiazdor – to tak ruszyło Brada, że chwycił Harry’ego za koszulę, mocno nim potrząsając.
- Ja nie mogę mówić ci co masz robić, ale ty mi możesz?
- Odpierdol się – ścisnął mocniej, po czym go popchnął.
- Brad! Przestań! – krzyknęłam. – Proszę, przestańcie – zakryłam twarz dłońmi, byłam przerażona.
- Ja… - odezwał się Harry po krótkiej ciszy. – Lizz, ja już pójdę.
- Nie, Harry, nie idź – podniosłam głowę.
- Pójdę, nie martw się wszystko w porządku. Poradzisz sobie? – widziałam, że był zdenerwowany, ale uniósł kąciki delikatnie ust, pokazując mi że nie mam się martwic, na co kiwnęłam potwierdzająco głową. – Wkrótce się odezwę. Nie martw się. – spojrzał jeszcze raz na Brada, a jego wyraz twarzy zmienił się, po czym udał się do bramy. Obserwowałam go, aż do momentu, kiedy zniknął za zakrętem. Ten dzień zapowiadał się naprawdę świetnie, niestety, za szybko powiedziałam hop. Po chwili usłyszałam głośne odchrząknięcie i spojrzałam w górę. Jedno spojrzenie w tę stronę sprawiło, że miałam ochotę rzucić czymś w Brada. Stał nade mną z rękoma skrzyżowanymi na piersi i uśmiechał się do mnie cwaniacko. Ten uśmiech mówił tak wiele, że nie potrzebowałam słów. A jego spojrzenie? W jego wzroku można było wyczytać pełne zadowolenie z tej sytuacji i to, jak bardzo jest dumny z tego, że właśnie pozbył się Harry’ego.
- Zawieź mnie do pokoju – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Tym zachowaniem sprawiłam, że na jego twarzy pojawił się cień zawahania.
- Że co? Przecież tu jest miło, nieprawdaż?
- Już nie.
- Co już nie? – spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Powiedziałam, chcę wrócić do pokoju.
- O co ci kurwa chodzi? – krzyknął na co się wzdrygnęłam. – O niego, tak?
- Zachowałeś się jak dupek, Brad. To wszystko.
- Wolisz jego? Serio? On nawet w połowie nie jest taki jak ja. Nie ma niczego, poza sławą – spojrzałam na niego z niedowierzaniem. On naprawdę jest taki pusty i myśli, że nikt nie jest od niego lepszy?
- Mówisz jakbyś była zapatrzonym w siebie kretynem.
- Oh! Teraz to mi naprawdę dopiekłaś – wybuchnął śmiechem i chwycił się za brzuch. – Teraz zamknę się w sobie i obniży mi się samoocena.
- Jesteś żałosny.
- Nie bardziej niż ten kretyn, który za tobą biega. On chyba nie rozumie, że jesteś ze mną. A ty rozmawiając z nim zachowujesz się jak szmata – o nie. Wypraszam sobie.
- Wiesz dlaczego wolę jego? On przynajmniej się martwi. Odwiedza mnie i dotrzymuje towarzystwa. Skoro to ty jesteś moim chłopakiem to dlaczego wiedząc, że twoja dziewczyna leży w szpitalu, byłeś tylko raz? Martwisz się w ogóle o mnie? Bo tak naprawdę mam wrażenie, że dla ciebie liczą się tylko imprezy, a nie ja. I nie życzę sobie, żebyś nazywał mnie szmatą. Nasz związek to jedna wielka pomyłka. Nie wiem jak układało nam się kiedyś, ale teraz… Brad to nie jest to co powinnam czuć do własnego chłopaka.
- Czy ty właśnie ze mną zerwałaś? Kurwa nie wierzę! Beze mnie jesteś nikim! To ja cię stworzyłem i zrobiłem z ciebie kogoś, kogo nikt nie powinien się wstydzić, a ty teraz mnie wystawiasz? Jakim prawem? I tylko dlatego, że nazwałem kretynem kogoś kto zrujnował ci życie? Coś ci się ostatnio pochrzaniło w tej pustej głowie. W dodatku od kiedy przyjaźnisz się z córką swojej pokojówki? Na pierwszy rzut oka widać, że jest stuknięta. Chyba faktycznie oszalałaś, Ashley miała rację.
- Nie wiem co mówiła Ashley i szczerze, nie bardzo mnie to obchodzi, ale przynajmniej przy Steph i Harry’m czuje się swobodnie. To wszystko brzmi jakbym była twoim chorym eksperymentem, a nie tego chcę. Myślę, że jestem w stanie ci udowodnić, że umiem poradzić sobie bez twojej pomocy. A teraz odwieź mnie do pokoju, nie mamy już o czym rozmawiać.
- Pff.. – prychnął. – Skoro uważasz, ze nie jestem ci potrzebny i beze mnie poradzisz sobie lepiej, to sama się odwieź do pokoju. Jesteś głupia myśląc, że przetrwasz w Londynie beze mnie, ale to twoja sprawa. Jeszcze zatęsknisz. – powiedział po czym zostawił mnie samą w parku. Na początku patrzyłam jak odchodzi. Nie wierzyłam w to co właśnie zrobił, byłam zbyt oszołomiona na jakąkolwiek reakcję. Zostawił mnie samą. Jak ja niby mam dojechać do swojego pokoju, skoro nawet nie siedzę na wózku? Ten dzień mnie przytłoczył, nawet miałam ze sobą telefonu, by po kogoś zadzwonić. Oparłam łokcie na kolanach i zwyczajnie w świecie się rozpłakałam. I to nie był płacz spowodowany tylko przez dzisiejsze wydarzenia, ten płacz kumulował się we mnie od samego początku. Łzy płynęły ciurkiem po moich policzkach i nic nie mogłam z tym zrobić. Po kilku minutach jednak zaczęłam analizować wszystkie słowa Brada i to jak obrażał mnie, Harry’ego i wszystkich wokoło. Nie chciałam dać mu satysfakcji i okazywać słabości. Spojrzałam na stojący nieopodal ławki wózek, po czym przesunęłam się delikatnie na sam koniec ławki. Wychyliłam się i przyciągnęłam go do siebie. Wiedziałam, że ból w nogach jest jeszcze na tyle mocny, że nie dam rady dojść do pokoju, ale do wejścia może i dałabym radę. Oczywiście wykorzystałam wózek by się podeprzeć. Wszystko wykonywałam z niemałą trudnością, ale nie mogłam sobie pozwolić na ciągłe siedzenie na ławce, a dookoła mnie nie było nikogo kto mógłby mi pomóc. Powoli, małymi krokami dojechałam do wejścia. Usiadłam na wózku i odetchnęłam z ulgą. Poprosiłam pielęgniarkę, by pomogła dostać mi się do windy. Na szczęście nikt nie przyczepił się do tego, że wróciłam sama. Gdy znalazłam się we własnym pokoju odetchnęłam z ulgą. Leżałam na łóżku i żałowałam, że Brad tego nie widział. I dlaczego niby sądził, że nie dam sobie rady? Nienawidzę być zdana na innych i chyba właśnie to udowodniła prawda? Byłam szczęśliwa, ale także wyczerpana, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
- Dość wypisywania do mnie smsów o tym jak bardzo się nudzisz, czas to zmienić – powiedział Harry, zbierając moją bluzę i wodę do torby. Chciałam wziąć jeszcze telefon, ale zabronił mi, tłumacząc, że na razie nie będzie mi potrzebny. Podjechał wózkiem do łóżka i w mgnieniu oka chwycił mnie na ręce.
- Harry, co ty? – pisnęłam, oplatając instynktownie ręce wokół jego szyi.
- Nie możesz cały czas leżeć w jednym miejscu, to niezdrowe. Idziemy na dwór.
- Na dwór? Ale…
- Żadne ale – przerwał, sadzając mnie na wózku i przykrywając nogi kocem. – Tym razem jeszcze pozwolę ci nim pojechać, ale następnym razem spróbujesz już o własnych siłach, ok.?
- Ale czy ja mogę wyjść w ogóle z tego pokoju?
- Lizz, czy Ty sądzisz, że właśnie cię uprowadzam? – zapytał z rozbawianiem w głosie, ruszając przed siebie. – Mam zgodę lekarza, także wszystko jest legalne.
- Widzę, że humor ci dzisiaj dopisuje – powiedziałam krzyżując ręce.
Przejechaliśmy przez korytarz, kierując się w stronę wind. W recepcji Harry podpisał jakiś dokument, zapewne informujący o tym, że zabiera mnie na zewnątrz. Po paru minutach znaleźliśmy się w parku, który mieścił się przed szpitalem. W oddali było widać dzieci wraz z rodzicami i opiekunami. Chłopak podjechał pod ławkę, która mieściła się pod wielkim drzewem i od razu rozłożył na niej koc, który wcześniej okrywał moje nogi, po czy usadowił tam również mnie. Na zewnątrz było całkowicie inaczej niż w tym zimnym i wyodrębnionym pokoju. Świeże powietrze uderzało do moich nozdrzy, na niebie nie było chmur, a wiosenne słońce ocieplało moją skórę. Od razu poczułam się lepiej i chciałam dziękować Harry’emu za ten pomysł. Ten dzień naprawdę zaczął się bardzo dobrze i chciałabym, aby tak też się zakończył. Siedząc tak z nim uświadomiłam sobie, że czas leci bardzo szybko, nawet nie wiem ile czasu nam jeszcze zostało. Miałam tylko nadzieję, że sporo, abym mogła nacieszyć się tą chwilą. Harry był cudowny, wziął ze sobą kanapki i herbatę w termosie, wciąż pytając czy czegoś nie potrzebuję. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Poczynając od moich wspomnień z Polski, a kończąc na zabawnych anegdotach chłopaka z koncertów. Nigdy nie powiedziałabym, że ci chłopcy potrafią być, aż tak zwariowani.
- Tworzycie zagrożenie dla świata – zaśmiałam się, chwytając się za brzuch.
- Nic na to nie poradzę, że ponosi nas energia.
- Jesteście szaleni.
- Zdecydowanie tak, ale przynajmniej nie jest nudno – powiedział, podstawiając mi pod nos paczkę żelków.
- No proszę kogo tu widzę. Odkupujesz winy Styles? – odezwał się nagle jakiś głos. Oboje zamilkliśmy i zwróciliśmy się do idącego w naszą stronę Brada. Harry nie odezwał się ani słowem, co prawdopodobnie rozłościło bruneta, który zdecydowanie nie starał się odpuścić. – I tak nie odpokutujesz za to co zrobiłeś.
- O co ci chodzi, nawet cię nie znam – odpowiedział Harry, nawet nie wstając z ławki. Brad stał już nad nami, a jego wyraz twarzy wskazywał na to, że jest nieco zdenerwowany.
- O co mi chodzi? O co mi, kurwa, chodzi? Najpierw zniszczyłeś jej życie, a teraz nie odstępujesz na krok? – wykrzyczał, ale zaraz po tym odwrócił się do mnie. – A ty, zachowujesz się jakbyś była wolna. Zapomniałaś, że jesteśmy razem od trzech lat? Myślisz, że bym się nie dowiedział, o tym że ten pajac cię ciągle odwiedza? Chyba zapomniałaś, że Ashley i Brittany, to nie tylko twoje przyjaciółki – i wtedy dotarło do mnie, że raz Harry minął się w drzwiach z dziewczynami, ale nie sądziłam, że odbiorą to w ten sposób.
- Ale ja niczego nie ukrywam, prze…
- Nie zgrywaj niewiniątka, jedziesz na dwa fronty?
- Hej! Skoro Lizz to twoja dziewczyna to wyrażaj się z szacunkiem – dopiero teraz Harry wstał i zwrócił się do Brada.
- No proszę pan bohater od siedmiu boleści. Ze swoją kasą i sławą, możesz mieć każda, więc radzę odpierdol się od mojej laski.
- Mówisz to tak jakby to była twoja własność.
- Pozwól, że przy niej się nie wypowiem – odpowiedział z cwaniackim uśmiechem na twarzy co wyraźnie zdenerwowało Harry’ego.
- Mówisz poważnie? Taki masz do niej szacunek? Tak traktujesz dziewczyny?
- Nie rozmawiamy o niej, tylko o tobie. Nie wiem co ci chodzi po głowie, ale lepiej wynoś się stąd i więcej tu nie zaglądaj. Wiem po co tu jesteś, wcale ci na niej nie zależy, po prostu nasz uzdolniony pan Styles ma wyrzuty sumienia. Potrącił kogoś i czuje się winny. Ale wiesz co ci powiem? Dobrze że je masz, bo całkowicie spieprzyłeś jej życie, ale odkupuj swoje winy z dala od niej.
- Po pierwsze ma na imię Lizz, a po drugie, gówno wiesz.
- Czyżby? Ty nie rozumiesz tego, że to nie ty do chuja jesteś tu najważniejszy? Oddal się i zostaw ją w spokoju, zobacz jak przez ciebie skończyła. Zamieniłeś jej życie w piekło, nic nie pamięta, dwa tygodnie nie wiedzieliśmy czy z tego wyjdzie, a teraz wychodzi na to że zgnije w tym szpitalu. Nic jej nie pomoże. Nadal będziesz się upierał, że chcesz jej pomóc? Lepiej od razu się przyznaj, że robisz to wszystko by poczuć się lepiej, a nie, żeby to Lizz poczuła się lepiej – czułam się jak na marnym przedstawieniu. Brad wykrzykiwał wszystko co mu naszło na usta, chcąc wyprowadzić Harry’ego z równowagi. Ten jednak był podenerwowany, ale nie ukazywał tego, co jeszcze bardziej wkurzało bruneta. Czułam się dziwnie. Miałam okropne wyrzuty sumienia przez to, że zamiast spędzać czas z moim chłopakiem, spędzam go z osoba, którą ledwie znam. Tylko problem tkwi w tym, że przy Harry’m czuję się jakbym znała go całe życie, a Brad… Jego nawet nie lubię. Wydaje się być zbyt pewny siebie, chamski, zakochany w sobie, po prostu dupek. Nie ma w sobie nic, poza oczywiście wyglądem, który jak dla mnie jest jednak zbyt plastikowy. Czuję się strasznie winna, ponieważ właśnie przez to, że przeciągałam rozmowę z nim, teraz Harry na tym cierpiał.
- Wiesz… - odezwał się po chwili Harry, spokojnym głosem. – Myślisz, że wiesz o mnie wszystko, tak jak robi to pół świata. Może masz rację, a może nie. Ale wiesz co łączy cię z tymi wszystkimi ludźmi? Oceniasz mnie, a nie widzisz tego jak ty się zachowujesz. Najpierw odpowiedz na pytanie ile razu odwiedziłeś Lizz, od kiedy trafiła do szpitala, a potem dopiero mów wszystkim, że to twoja dziewczyna i tylko ty masz do niej prawa.
- Nikt mi , kurwa, nie będzie mówić co mam robić, zwłaszcza jakiś pieprzony gwiazdor – to tak ruszyło Brada, że chwycił Harry’ego za koszulę, mocno nim potrząsając.
- Ja nie mogę mówić ci co masz robić, ale ty mi możesz?
- Odpierdol się – ścisnął mocniej, po czym go popchnął.
- Brad! Przestań! – krzyknęłam. – Proszę, przestańcie – zakryłam twarz dłońmi, byłam przerażona.
- Ja… - odezwał się Harry po krótkiej ciszy. – Lizz, ja już pójdę.
- Nie, Harry, nie idź – podniosłam głowę.
- Pójdę, nie martw się wszystko w porządku. Poradzisz sobie? – widziałam, że był zdenerwowany, ale uniósł kąciki delikatnie ust, pokazując mi że nie mam się martwic, na co kiwnęłam potwierdzająco głową. – Wkrótce się odezwę. Nie martw się. – spojrzał jeszcze raz na Brada, a jego wyraz twarzy zmienił się, po czym udał się do bramy. Obserwowałam go, aż do momentu, kiedy zniknął za zakrętem. Ten dzień zapowiadał się naprawdę świetnie, niestety, za szybko powiedziałam hop. Po chwili usłyszałam głośne odchrząknięcie i spojrzałam w górę. Jedno spojrzenie w tę stronę sprawiło, że miałam ochotę rzucić czymś w Brada. Stał nade mną z rękoma skrzyżowanymi na piersi i uśmiechał się do mnie cwaniacko. Ten uśmiech mówił tak wiele, że nie potrzebowałam słów. A jego spojrzenie? W jego wzroku można było wyczytać pełne zadowolenie z tej sytuacji i to, jak bardzo jest dumny z tego, że właśnie pozbył się Harry’ego.
- Zawieź mnie do pokoju – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Tym zachowaniem sprawiłam, że na jego twarzy pojawił się cień zawahania.
- Że co? Przecież tu jest miło, nieprawdaż?
- Już nie.
- Co już nie? – spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Powiedziałam, chcę wrócić do pokoju.
- O co ci kurwa chodzi? – krzyknął na co się wzdrygnęłam. – O niego, tak?
- Zachowałeś się jak dupek, Brad. To wszystko.
- Wolisz jego? Serio? On nawet w połowie nie jest taki jak ja. Nie ma niczego, poza sławą – spojrzałam na niego z niedowierzaniem. On naprawdę jest taki pusty i myśli, że nikt nie jest od niego lepszy?
- Mówisz jakbyś była zapatrzonym w siebie kretynem.
- Oh! Teraz to mi naprawdę dopiekłaś – wybuchnął śmiechem i chwycił się za brzuch. – Teraz zamknę się w sobie i obniży mi się samoocena.
- Jesteś żałosny.
- Nie bardziej niż ten kretyn, który za tobą biega. On chyba nie rozumie, że jesteś ze mną. A ty rozmawiając z nim zachowujesz się jak szmata – o nie. Wypraszam sobie.
- Wiesz dlaczego wolę jego? On przynajmniej się martwi. Odwiedza mnie i dotrzymuje towarzystwa. Skoro to ty jesteś moim chłopakiem to dlaczego wiedząc, że twoja dziewczyna leży w szpitalu, byłeś tylko raz? Martwisz się w ogóle o mnie? Bo tak naprawdę mam wrażenie, że dla ciebie liczą się tylko imprezy, a nie ja. I nie życzę sobie, żebyś nazywał mnie szmatą. Nasz związek to jedna wielka pomyłka. Nie wiem jak układało nam się kiedyś, ale teraz… Brad to nie jest to co powinnam czuć do własnego chłopaka.
- Czy ty właśnie ze mną zerwałaś? Kurwa nie wierzę! Beze mnie jesteś nikim! To ja cię stworzyłem i zrobiłem z ciebie kogoś, kogo nikt nie powinien się wstydzić, a ty teraz mnie wystawiasz? Jakim prawem? I tylko dlatego, że nazwałem kretynem kogoś kto zrujnował ci życie? Coś ci się ostatnio pochrzaniło w tej pustej głowie. W dodatku od kiedy przyjaźnisz się z córką swojej pokojówki? Na pierwszy rzut oka widać, że jest stuknięta. Chyba faktycznie oszalałaś, Ashley miała rację.
- Nie wiem co mówiła Ashley i szczerze, nie bardzo mnie to obchodzi, ale przynajmniej przy Steph i Harry’m czuje się swobodnie. To wszystko brzmi jakbym była twoim chorym eksperymentem, a nie tego chcę. Myślę, że jestem w stanie ci udowodnić, że umiem poradzić sobie bez twojej pomocy. A teraz odwieź mnie do pokoju, nie mamy już o czym rozmawiać.
- Pff.. – prychnął. – Skoro uważasz, ze nie jestem ci potrzebny i beze mnie poradzisz sobie lepiej, to sama się odwieź do pokoju. Jesteś głupia myśląc, że przetrwasz w Londynie beze mnie, ale to twoja sprawa. Jeszcze zatęsknisz. – powiedział po czym zostawił mnie samą w parku. Na początku patrzyłam jak odchodzi. Nie wierzyłam w to co właśnie zrobił, byłam zbyt oszołomiona na jakąkolwiek reakcję. Zostawił mnie samą. Jak ja niby mam dojechać do swojego pokoju, skoro nawet nie siedzę na wózku? Ten dzień mnie przytłoczył, nawet miałam ze sobą telefonu, by po kogoś zadzwonić. Oparłam łokcie na kolanach i zwyczajnie w świecie się rozpłakałam. I to nie był płacz spowodowany tylko przez dzisiejsze wydarzenia, ten płacz kumulował się we mnie od samego początku. Łzy płynęły ciurkiem po moich policzkach i nic nie mogłam z tym zrobić. Po kilku minutach jednak zaczęłam analizować wszystkie słowa Brada i to jak obrażał mnie, Harry’ego i wszystkich wokoło. Nie chciałam dać mu satysfakcji i okazywać słabości. Spojrzałam na stojący nieopodal ławki wózek, po czym przesunęłam się delikatnie na sam koniec ławki. Wychyliłam się i przyciągnęłam go do siebie. Wiedziałam, że ból w nogach jest jeszcze na tyle mocny, że nie dam rady dojść do pokoju, ale do wejścia może i dałabym radę. Oczywiście wykorzystałam wózek by się podeprzeć. Wszystko wykonywałam z niemałą trudnością, ale nie mogłam sobie pozwolić na ciągłe siedzenie na ławce, a dookoła mnie nie było nikogo kto mógłby mi pomóc. Powoli, małymi krokami dojechałam do wejścia. Usiadłam na wózku i odetchnęłam z ulgą. Poprosiłam pielęgniarkę, by pomogła dostać mi się do windy. Na szczęście nikt nie przyczepił się do tego, że wróciłam sama. Gdy znalazłam się we własnym pokoju odetchnęłam z ulgą. Leżałam na łóżku i żałowałam, że Brad tego nie widział. I dlaczego niby sądził, że nie dam sobie rady? Nienawidzę być zdana na innych i chyba właśnie to udowodniła prawda? Byłam szczęśliwa, ale także wyczerpana, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
Spałam, a ze snu obudził mnie dźwięk telefonu. Jęknęłam w duchu, zarzucając poduszkę na głowę. Chciałam żeby ktokolwiek to był, dał mi święty spokój. Jednak telefon nie dawał za wygraną. Podciągnęłam się na łokciach. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, że w pokoju jest już ciemno. Musiałam spać kilka dobrych godzin, odnajdując zegar zobaczyłam, że była już 22. Wow – pomyślałam. Wzięłam do ręki telefon, ale gdy zobaczyłam kto dzwoni, od razu odebrałam.
- Harry – powiedziałam, nie pozwalając mu dojść do słowa. – Tak bardzo przepraszam.
- Lizz, nie masz za co – odpowiedział. – Przepraszam, że dzwonię tak późno. Nie obudziłem cię?
- Skądże – to tylko małe kłamstwo, nie chciałam, żeby bardziej się zadręczał.
- Ja… Ja trochę myślałem nad tym co mówił Brad i…
- Harry, nie słuchaj tego dupka, on nie ma racji – szybko weszłam mu w słowo.
- Wiesz, im dłużej o tym myślę, tym coraz bardziej uważam, że jednak ma, i to w dodatku sporą.
- Ale…
- Daj mi proszę dokończyć – jego głos był zmęczony i przybity. Nie takiego Harry’ego poznałam.
- To wszystko, to moja wina, spójrz ile krzywdy ci wyrządziłem. Przeze mnie straciłaś pamięć, ledwo możesz się poruszać, nie wiadomo ile czasu jeszcze spędzisz w szpitalu i jak długo będzie trwała późniejsza rehabilitacja. To wszystko moja wina, a najbardziej mnie denerwuje to, że nic nie jestem w stanie zrobić. I tak, wiem co zaraz powiesz, bo słyszałem to już kilka razy. Wiem, że to ty wpadłaś pod samochód i wiem, że teoretycznie nie powinienem się przejmować. Ale nie potrafię. Naprawdę próbowałem zatrzymać ten samochód i zrobiłem wszystko co mogłem w tamtej chwili zrobić, ale i tak czuję, że to za mało. Winię się za to każdego dnia i nic nie potrafię z tym zrobić. – zrobiło mi się go tak strasznie żal, chciałam go pocieszyć, ale jedyne co mogłam zrobić to go wysłuchać. – Zastanawiałem się nad tym co twój chłopak mówił i dotarło do mnie, że na początku może i robiłem to wszystko po to, by odkupić swoje winy, chciałem poczuć się lepiej. Ale to wszystko się zmieniło. Gdy tylko się obudziłaś i zamieniliśmy ze sobą pierwsze zdania, od tamtego momentu nie robię tego dla siebie, tylko dla ciebie. Naprawdę zależy mi na tym, abyś wyzdrowiała i poczuła się lepiej. Żałuję tego co się stało, ale każde moje posunięcie nie jest robione z myślą o mnie, tylko o tobie i chcę żebyś o tym wiedziała. A najgorsze jest to, że jeszcze cię za to nie przeprosiłem i…
- Harry… - starałam się powstrzymać drżenie głosu. – Ja cię nie winię i nigdy nie winiłam. To tylko moja wina, że ta cała sytuacja się wydarzyła. Nie znam przyczyn przez, które nie zauważyłam jadącego samochodu, ale kiedyś pewnie i tak wyjdą one na jaw. Chcę tylko, żebyś wiedział, że gdyby to się nie wydarzyło, to prawdopodobnie byśmy się nie znali. Może to głupio zabrzmi, ale z jednej strony jestem szczęśliwa, że nie zdążyłeś zahamować. Przypomnij sobie jaka byłam wcześniej, sam fakt jakich przyjaciół miałam daje dużo do myślenia. Każdy kto ze mną rozmawia mówi mi, że woli mnie taką jaka jestem teraz. Każdy kto znał mnie wcześniej reaguje tak, jak zareagował Niall. To nie jest normalne. Dlatego nie powinieneś się zadręczać, bo żyję i nic mi nie jest, a ten cały wypadek wyszedł mi na dobre. Nie będziesz się już zadręczać?
- Postaram się. Szczerze mówiąc jesteś bardzo miłą osobą i cieszę się, że cię poznałem. Może i masz rację.
- Mam rację, a Brad… To kretyn, nie powinieneś go słuchać.
- Wiem, ale… Trafił w sedno.
- Po prostu nie słuchaj go. To ja mam rację, nie on.
- Jak możesz nazywać swojego chłopaka kretynem? – zaśmiał się. – Mam nadzieję, że zadbał o ciebie kiedy poszedłem.
- Będę go nazywać kretynem, bo nim jest. W dodatku nie jest już moim chłopakiem, powiedziałam mu co o nim myślę i nie przyjął tego zbyt dobrze – teraz ja się zaśmiałam. – I powiedzmy, że sama sobie poradziłam.
- Zostawił cię w parku?
- Harry, nie myśl o tym, poradziłam sobie – usłyszałam westchnięcie. – Już wszystko dobrze?
- Tak, chyba oczyściłem sumienie. Dziękuję.
- Oh, nie ma za co, naprawdę. A teraz pozwól, że się rozłączę, chyba jestem głodna.
- To w takim razie smacznego – jego głos nie był już zmartwiony, słyszałam w nim nutkę rozbawienia. – Dobranoc Lizz.
- Harry? – wtrąciłam pospiesznie.
- Tak?
- Przyjdziesz jutro? – zapytałam nieśmiało.
- Oczywiście Lizz, przyjdę.
- W takim razie dobranoc.
Powiem tak rozdzial G-E-N-I-A-L-N-Y ! :) najpierw byl porzadny wkurw na Brada, a koncowka to sama slodycz :) widze ze Harold cos chyba zaczyna czuc do Lizz, ale moge sie mylic moga byc tylko przyjaciolmi, ale ta druga opcja jest chyba zbedna xd czekam nn, zycze weny i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://hugmekissmelovememarryme.blogspot.com/?m=1
Powiem tak rozdzial G-E-N-I-A-L-N-Y ! :) najpierw byl porzadny wkurw na Brada, a koncowka to sama slodycz :) widze ze Harold cos chyba zaczyna czuc do Lizz, ale moge sie mylic moga byc tylko przyjaciolmi, ale ta druga opcja jest chyba zbedna xd czekam nn, zycze weny i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://hugmekissmelovememarryme.blogspot.com/?m=1
O jacie, ale kłótnia! Mam nadzieję, że Lizz przegnała się już ostatecznie z Bradem i całą resztą "przyjaciół", a Harry. O Boże jaki on jest słodki, opiekuńczy, miły, zabawny.... Przez Ciebie coraz bardziej go lubię XD Już myślałam, że po tej rozmowie z Bradem nie będzie chciał więcej widywać się z Lizz, ale na szczęście nie. Teraz czekam tylko na jeszcze słodsze momenty i jakiś first kiss :D Haha! :D
OdpowiedzUsuńRozdział 13 u mnie;) Zapraszam i liczę na szczerą opinię;)
OdpowiedzUsuńBoziu ♡♡♡
OdpowiedzUsuńNie mam słów, co do Brada. Naprawdę...za to Harry. Uwielbiam go. <3 To, jak stanął w obronie Lizz, było takie słodkie. Zależy mu na niej, Widać to.
OdpowiedzUsuńI ten cały pomysł z wyjściem do ogrodu. Super! Harry się stara i wszystko byłoby super, gdyby nie pewien chłopak, który popsuł całą magie i na dodatek jeszcze zostawił ją tam samą. Co za...pozwól, że nie dokończę. Na szczęście nie są już razem, więc teraz Harry ma pełne pole do popisu i mam wielką nadzieję, że uda im się razem.
Och. I zadzwonił do niej jeszcze i tłumaczył się. Po prostu cudo. Harry w twoim opowiadaniu jest taki uroczy. :)
Wyszło fajnie i nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci dużo weny i czekać na następny rozdział. :)
http://harry-louis-larrystylinson.blogspot.com/
Cześć! W końcu znalazłam trochę czasu, żeby tu zajrzeć.
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem, naprawdę bardzo podoba mi się ten rozdział, ah wszystkie są świetne!
Życzę weny i czekam na nexta! :)
No i wreszcie go rzuciła! Boże, nie sądziłam, że ten dupek jest taki agresywny. Co za drań! Zsługuje na wszystko co najgorsze i mam nadzieję, że dostanie za swoje. Cieszę się, że mimo wszystko Harry nie zrezygnował z tej znajomości. Ale wciągnęłas mnie tym opowiadaniem!
OdpowiedzUsuń